23.11.2012

01. "Ja nigdy nie płaczę!"


Pisane przy: Kiss - Sure Know Something


RAITA [Wtorek - 30.08.2005]
Powiedzcie mi, drogie dzieci, co takiego jest w zakupach? Czy te kolorowe ciuszki są aż tak ważne w życiu każdej nastolatki? Dobrze, rozumiem. Każdy lubi nowe, świetne ciuchy, ale żeby za jedną bluzką chodzić przez godzinę, aż w końcu zdecydować się na jeansy, obejrzawszy wszystkie wieszaki w czterech sklepach, to chyba już w zakupoholizm popada, prawda?
Proszę, niech to ktoś wyjaśni tej jędzy, co mnie ciągnie pod bokiem, bo ja, delikatnie mówiąc, nie mam już cierpliwości, a uwierzcie, to że jeszcze nie wybuchłam, to zasługa tego, że cholernie kręci mi się w głowie.
- Boże, Susan... Nie męcz mnie już - jęczałam do swojej najlepszej przyjaciółki, obładowana wielkimi i ciężkimi torbami z zakupów. Jeszcze chwila, a przewlekła astma ewoluuje w zaawansowaną fazę choroby.
- Oj, no nie narzekaj. Jeszcze tylko jeden sklep - powiedziała i pociągnęła mnie za rękaw w stronę tego niby "ostatniego" sklepu.
Szkoda tylko, że ten "ostatni" sklep odwiedzamy po raz trzeci. Tym razem spędziłyśmy w nim ponad godzinę. Sklep był duży i to bardzo, więc większość czasu spędziłam na przysypianiu przy kabinie, kiedy to zwariowana brunetka latała od przebieralni do wieszaka i z powrotem.
Zasnęłam na co najmniej pół godziny, kiedy zauważyła, że odpłynęłam. Właściwie, nie zwróciłaby na to najmniejszej uwagi, gdyby nie fakt, że moja kochana przyjaciółeczka nie mogła się zdecydować jakiego koloru wybrać bluzkę, jakby to rzeczywiście miało znaczenie czy wybierze grafitową, czy marengo, kiedy obydwie są po prostu ciemnoszare! Jak by tego było mało kolejka  była jeszcze większa niż sam sklep, bo oczywiście nikt nie pomyślał, żeby zrobić więcej kas. Bo po co? Wystarczą dwie, a resztę niech bolą nogi od czekania!
Wymęczona przysiadłam na jednej z ławeczek i pozwoliłam swoim kończyną wypocząć, a Susan poszła do kolejnego sklepu. Skąd ta dziewczyna bierze tyle energii? Jestem pewna, że to przez tą kawę, którą sączy kiedy tylko ma okazję. Pije ją jak słoń wodę, tyle że nie wypuszcza trąbą, a trzyma w żołądku, a potem uderza jej do głowy i chodzi jak świeżo naoliwiona maszyna, która właśnie dostała nowy procesor.
Dobra... Teraz muszę pomyśleć jakby to pójść po wodę, nie musząc martwić się o swoje torby. Rozejrzałam się dookoła w poszukiwaniu kozła ofiarnego, który z miłą chęcią przysłuży się tak miłej i pięknej dziewczynie, jaką jestem ja, i popilnuje te wszystkie szmaty. Pomyślała z sarkazmem, eh. Ten muskularny łysol w mundurze nada się w sam raz.
Zostawiając rzeczy pod nadzorem przemiłego ochroniarza, wstałam i udałam się do pobliskiego... Chyba restauracji czy cokolwiek to jest. Eee, nazwę ją po prostu budką.
Em, tak, wypadałoby się ruszyć, bo troszkę dziwnie musi wyglądać, gdy stoję na środku przejścia, wgapiona w szyld z miną niekoniecznie mądrą. Podeszłam w końcu do lady i poprosiłam o małą wodę niegazowaną. Po chwili zmieniłam zdanie i jednak poprosiłam o litrową butelkę. Taak... W końcu wzięłam dwu litrówkę, dzięki czemu odbierając resztę dostałam w prezencie dziwne spojrzenie, które wole nie wiedzieć co oznaczało. Odwróciłam się i zrobiłam zaledwie krok, kiedy poczułam ogromne ciepło na brzuchu, które nie dość że piekło, to jeszcze do tego było mokre, ponieważ to co gorące musiało oczywiście być cieczą, a nie świeżo upieczonym ciastkiem. Ha! Oczywiście ciężko zmywalną cieczą. Bo chociaż w koło pełno kawiarni, to na mnie musiała zostać wylana akurat czekolada! Samoczynnie wypuściłam wodę z ręki, która poturlała się pod nogi osoby, która była za to wszystko odpowiedzialna. Wyciągnęłam z kieszeni od spodni chusteczki i próbowałam choć trochę zniwelować skutki rozlania, sądząc, że on, ona bądź ono już sobie poszedł, poszła bądź poszło.
- Ja, przepraszam. Byłaś tyłem, nie wiedziałem, że się obrócisz - jakiś dźwięczny i przyjemny dla mojego ucha głos, właśnie się bronił, próbując wpędzić mnie w poczucie winy! To, że ma głęboki, seksowny głos, nie oznacza, że może sobie pozwalać na takie wybryki! Toż to Ameryka kurna jest i za winy się odpowiada, a nie bajeruje!
- Sugerujesz, że to moja wina? - Wycierając plamę, spojrzałam na niego spode łba.
Dlaczego? Dlaczego kiedy mam okazję na kogoś nawrzeszczeć, ten musi być przystojnym brunetem, któremu dobrze się z oczu patrzy? Dobrze?! W takich tęczówkach to mogłabym jachtem pływać! Oczywiście, gdybym jeszcze miała jacht.
- Co by nie było, ty na mnie wpadłaś - burknął, zakładając ręce na piersi. Co za bezczelność! A gdzie współczucie i pokora? Stoi taki pełny kpiny i... arogancji. Aż ocieka tym. A przy tym taki seksowny. Agh! I jak tu zachować wrogość?
- Oh, przepraszam, następnym razem zamontuje sobie trzecie oko z tyłu głowy, które trzymam w pozytywce za szafką nocną - warknęłam. Palant.
- Nie przepraszaj, to - "moja wina, jestem idiotą. Przecież, jak ja mogłem cię nie zauważyć? Chodź, kupię ci nowe ubrania, a potem odjedziemy w siną dal na mym bia..." marzenia STOP! - twoja wina, ale ja to wiem i ci wybaczam, bo jestem cholernie dobroduszny. Tak, taki właśnie jestem.- Hola, hola! Co on właśnie powiedział?
- Że co? - pisnęłam, aż omal głosu nie straciłam. Cholernie zadufany w sobie szmaciarz jeden.
- Powiedziałem, że... - podniósł głos i przybliżył trochę twarz w moją stronę.
Czy on to robi na poważnie, czy się ze mną droczy? Bo wolałabym, żeby to było to pierwsze, bo tylko choroba psychiczna może go uratować ode mnie i moich pięści. Cholera! Przecież nie jestem głucha!
Przepraszam, ale... Czy ja dobrze rozumiem? Z tego wszystkiego wyszło, że to moja wina, że jestem cała mokra i mam poparzony brzuch? Czyli powinnam czuć się winna i powinnam naprawdę go przeprosić? A może powinnam się popłakać? Ha! W jego snach, ja, powtarzam JA! Ha! Podniosłym i wysokim tonem mówię: Ja nigdy nie płaczę!
- Wiesz... Normalnie, to bym teraz zafundowała ci piekielną lekcję kultury, w wyniku której twój mózg leżałby pod tamtym krzesłem, jelito cienkie zawinięte na tamtej gałęzi, a resztę z rozkoszą zjadłabym na śniadanie, obiad, kolację i w jakąkolwiek inną porę dnia, choćby miało mi to zająć około miesiąc, ale tym razem najzwyczajniej w świecie cię kopnę, a ty skacz ze szczęścia, że tylko w nogę - jak powiedziałam, tak zrobiłam.
Aż dziw, że nie zareagował kiedy jeszcze do niego mówiłam i nie uciekł w popłochu. W siną dal. Albo raczej sklepową dal. Przyjął to jak mężczyzna, a potem rzeczywiście skakał ze szczęścia. Chociaż zważywszy na to, że mam dzisiaj buty z grubą podeszwą, jestem zdenerwowana (i to na jego osobę) i włożyłam w to dużo energii, to można by pomyśleć, że skacze z bólu. Ale to tylko takie tam moje przemyślenia.
- Proszę, wytrzyj łzy. - Rzuciłam w niego paczką chusteczek i odeszłam, podnosząc swoją butelkę z ziemi. Zatrzymałam się jeszcze i odwróciłam do niego – Wybaczam ci, bo widzisz, jestem cholernie dobroduszna. Tak, taka właśnie jestem – zakpiłam z niego i ruszyłam przed siebie.
Chociaż miałam brudną koszulkę, to byłam naprawdę szczęśliwa. Ta kłótnia pozwoliła mi zapomnieć o tej wielkiej stercie ubrań, która założę się, że jest o połowę większa niż była zanim ją zostawiłam u tego olbrzyma, który sądzi, że do twarzy mu z łysiną.
Odchodząc poczułam takie dziwne ukłucie w klatce piersiowej. To chyba było poczucie winy. Tak, nie powinnam mu zostawiać całej paczki. Wystarczyłaby jedna chusteczka, przecież przed powrotem do domu muszę jakoś doczyścić tą plamę! W końcu... Tą bluzkę zwinęłam z szafy mamy... Pierwszy raz tak zrobiłam i już jest prawie do wyrzucenia. Do tego wszystkiego matka ją uwielbia...
Podziękowałam ochroniarzowi szerokim, jakimś cudem szczerym uśmiechem i odebrałam swoje rzeczy. Z oddali zauważyłam biegnącą Susan, która o dziwo, chyba, nic nie kupiła. Zdyszana ledwo zatrzymała się przede mną, przez co zachwiała się do przodu i wszystkie torby, które trzymałyśmy wylądowały na mnie, a ona na nich, niemiłosiernie mnie przygniatając ciężarem. Czułam się jak kiepski zapaśnik wrestlingu. Kurczę! Następnym razem, jak będę rozmawiać z chłopakami, to każę im mówić tylko o słodyczach, bo za dużo z ich głupich rozmów zapamiętuję.
Kiedy wytaskałam się spod kupy życiowej przyjemności Su i stanęłam na nogi, pomogłam przyjaciółce podnieść się z ziemi.
- Nie było mnie pięć minut! Gdzie zdążyłaś się tak urządzić? - Wybałuszyła oczy i obskoczyła mnie z każdej strony. Tak, bo ja jak się brudzę, to wszędzie. Ba! Tarzam się! Turlam, aż całe ciało oblezie śmierdząca maź.
- Cóż... - zamyśliłam się na chwilę. - Korekta: Nie było cię ponad trzydzieści minut - poprawiłam ją.
Teraz... Co by tu jej powiedzieć. Jakbym powiedziała prawdę, to szukałybyśmy tego gościa po całym centrum i na parkingu, żeby zapłacił za straty. Natomiast kiedy by zobaczyła jego twarzyczkę, to powiedziałaby że to przeznaczenie, że dzięki jego beznadziejnej osobie mam plamę, która prawdopodobnie nigdy nie zejdzie i będzie próbowała nas zeswatać. Ostatecznie sama się nim zainteresuje, co nie jest dobrym pomysłem zważywszy, że facetów zmienia częściej niż gubi rękawiczki, a w zeszłej zimie w jeden tydzień zgubiła ich dwadzieścia. Poza tym nie zniosłabym faktu, że musiałabym go widywać częściej. Tak jak myślałam, pozostało tylko kłamanie jak z nut i modlenie się, żeby nie zauważyła tego ściśnięcia małego paluszka, co mam w zwyczaju ściskać kiedy kłamię.
- To nie ma znaczenia - skwitowała szybko. - Ktoś ci to zrobił? Jak wyglądała ta osoba? Chłopak? Dziewczyna? A może to dziecko? Staruszka? - Posypał się stos pytań z jej ust, a ja znowu poczułam się przygnieciona jak zapaśnik.
- Nie - zaprzeczyłam szybko i postanowiłam zrobić to, co tamten facet próbował. Postanowiłam zrzucić winę na siebie. - Wiesz, że jestem niezdarą i jak bardzo lubię czekoladę, więc... Samo jakoś tak wyskoczyło mi z kubka i wskoczyło na ubranie - Skłamałam. Wielkie mi halo! Często to robię, tylko dlaczego serce mi tak kołacze?
- Jeśli sama byś się oblała, to miałabyś brudne gdzieś w okolicach piersi albo na udach. - Oh, znalazła się mistrzyni dedukcji!
- Taak, ja zawsze byłam inna. Nawet napój wylewam inaczej - uśmiechnęłam się, aby w końcu mi uwierzyła.
Wzruszyła jedynie ramionami i już bez słowa pozbierałyśmy torby z ubraniami i po męczącym szale zakupowym wróciłyśmy do domu, zadowolone z rezultatu. Co by nie było, to ciuchy kupiłam sobie świetne, tylko szkoda, że musiałam przesiedzieć w Centrum ponad siedem godzin. Nie no oczywiście, bo ja w ogóle nie mam co w życiu robić. Zero życia osobistego!
Wspominałam już, że kiedyś, kiedy będą płonąć wszystkie centra handlowe, a projektanci mody znikną w niewyjaśnionych okolicznościach i będziecie musieli chodzić nago, tak jak was Bóg stworzył, to o wszystko możecie posądzić mnie? Nie? To wspominam. Jakby co, to szukajcie w jaskiniach. Jak dojdziecie do trzygłowego psa, to wiedźcie, że jesteście blisko...

JOSEPH [Środa - 31.08.2005]
Przejechałem lekko palcami po strunach i uśmiechnąłem się pod nosem. Uwielbiałem ten dźwięk. Lorencia jak zawsze jest gotowa do gry, zawsze idealnie nastrojona. Ponownie przejechałem po strunach.
Jednak mimo, że ten dźwięk wprawiał mnie w pewnego rodzaju euforię, cały czas miałem przed oczami tą dziewczynę. Jej zmarszczone, błękitne jak bezchmurne niebo oczy i piękne blond loki. Na samo wspomnienie o niej odzywa się ból w prawej nodze. Była intrygująca, ale zarazem irytująca. Ciężko mi było to wyjaśnić samemu sobie.
Zdecydowanymi ruchami uderzałem struny podstawowym biciem 4/4. W momencie kiedy przymierzałem się do gry konkretnych akordów,  usłyszałem skrzyp zawiasów w drzwiach. Natychmiast przerwałem i spojrzałem w lewo. W drzwiach stał mój młodszy brat, Frankie. Pociągnął nosem i nie pytając o zgodę, wgramolił się na moje łóżko. Odłożyłem gitarę na bok i usiadłem po turecku naprzeciw niego.
Nie mówiłem nic, tylko uśmiechnąłem się ciepło i czekałem aż sam zacznie.
- Co to jest mieć zaburzenia psychiczne? – Spytał i w charakterystyczny sposób zmarszczył nos.
Popatrzyłem na niego zdziwiony. Pierwszy raz zadał pytanie, które nie odnosiło się do towarzyszenia mu przy zabawie. W sumie… Nawet ciekawe, ale jestem pewny, że gdzieś musiał o tym usłyszeć. Tylko gdzie?
- To znaczy, że twoje zachowanie odbiega od normy – wyjaśniłem krótko, tak żeby mógł zrozumieć. – Właściwie, dlaczego pytasz?
- Jedna dziewczyna z mojej grupy powiedziała, że chyba muszę mieć zaburzenia psychiczne, żeby zachowywać się w ten sposób – odpowiedział rozkładając ręce w geście bezradności.
Parsknąłem śmiechem. Jednak natychmiast się uspokoiłem, gdy zobaczyłem niezadowoloną minę malca. Wyglądał naprawdę uroczo, kiedy się gniewał.
- Co takiego robiłeś? – Spytałem, próbując powstrzymać się od śmiechu.
Chłopiec nadął usta i założył ręce na klatce piersiowej. Przez chwilę siedział w milczeniu przyglądając się wzorom na mojej pościeli. Po chwili zwrócił wzrok na mnie.
- Udawałem Nicholasa – szepnął i natychmiast się zarumienił.
Nie wytrzymałem i wybuchłem śmiechem. Malec podziwiał starszego brata i wiedział jak ciężko pracuje na Broadwayu, ale również wiedział jak bardzo dzieci w przedszkolu się nim zachwycały. Dlatego właśnie zawsze go naśladował. Śpiewał, próbował grać na instrumentach i udawał sceny z różnych musicali. Wszyscy o tym doskonale wiedzieli, a mimo to chłopiec opowiadając o tym zawsze się zawstydzał.
- Ale to chyba nie powód, żeby tak o mnie mówiła, prawda? – zapytał oczekując natychmiastowej odpowiedzi.
- Widzisz, nie wszystkie dzieci lubią Nicka, dlatego możesz spotkać się w życiu z negatywnymi komentarzami. Fakt, zachowała się trochę niegrzecznie mówiąc w ten sposób, ale mimo wszystko to jej opinia – wyraziłem swoje zdanie, na co Frankie prychnął znacząco i zeskoczył z łóżka.
- Jak ona może nie lubić Nicka? Nie do pomyślenia – machał przecząco głową z niedowierzaniem i wyszedł z pokoju wciąż powtarzając swoje wcześniejsze słowa, na co uśmiechnąłem się szeroko.
Zerknąłem na zegarek wiszący naprzeciwko mnie, a mój brzuch momentalnie dał o sobie znać. Wstałem z łóżka i wyszedłem z pokoju, kierując się w stronę kuchni. Otworzyłem lodówkę i przeleciałem wzrokiem wszystkie produkty.
- Kochanie, mówiłam ci tyle razy, żebyś nie stał nad otwartą lodówką, bo szron powstanie – usłyszałem delikatny i miły głos mojej rodzicielki.
Szybko wyciągnąłem wybrane już produkty i postawiłem je na blacie.
- Dziękuję – uśmiechnęła się ciepło i zabrała się za mycie naczyń.
Odruchowo podszedłem do niej i wyciągnąłem z jej rąk gąbkę i talerz.
- Zostaw mamo, zrobię to, gdy tylko zjem – wytłumaczyłem, widząc jej zdziwienie.
- Jak dobrze, że ciebie mam – pocałowała mnie w czoło i wyszła z kuchni.
Moja dobroć kiedyś mnie zniszczy. Westchnąłem głośno i zacząłem robić kanapki.
- Zrób mi też – usłyszałem za plecami lekko chrypiący głos i wiedziałem, że nie mogę się odwrócić.
Jednak… Zrobiłem to i pożałowałem. Zobaczyłem te wielkie, czekoladowe oczy, które niczym wzrokiem zbitego psa, próbowały wzbudzić we mnie uczucie litości. I cholera jasna! Znowu mu się udało. Znowu będę tym dobrym bratem, który zawsze wszystko zrobi, pomoże i rozśmieszy. Cholera. Dlaczego jestem taki miły? To mnie kiedyś naprawdę zniszczy.
- Jak było na próbie? – Spytałem Nicka, który już rozsiadł się na jednym z krzeseł przy stole i z uśmiechem na ustach wpatrywał się we mnie.
Ciśnienie mi się podniosło. Pewnie! Ja będę mu robił żarcie, a on będzie się gapił, jak… jak jakiś z zaburzeniami psychicznymi. Na samo wspomnienie zaśmiałem się pod nosem, a złość ze mnie uciekła. Obróciłem się z powrotem w stronę blatu i wróciłem do swojej poprzedniej czynności.
- Świetnie. Chociaż Jewel mnie dzisiaj zdenerwowała. Doskonale wie, że nienawidzę kiedy mi…  – zaczął mówić, a mi zrobiło się dziwnie niedobrze.
Szczerze powiedziawszy miałem dość jego narzekania. Właściwie nawet sam nie wiem po co się pytam, skoro tak bardzo mnie irytują jego odpowiedzi… Chciałbym mu kiedyś wygarnąć co o tym wszystkim myślę, ale … Ale jestem zbyt dobrym i zbyt dobrze wychowanym dzieckiem. Szlak by to wszystko.
- … i powiedziała mi, że… - przerwał, kiedy prosto przed nim trzasnął talerz z kanapkami.
Spojrzał na mnie zdziwiony i… przerażony? Jak widać trochę mnie poniosło. Chciał coś powiedzieć, ale widząc mój wzrok, zrezygnował. Powiedział dziękuję i począł konsumować jedzenie zrobione moimi dłońmi. Cholera. Jak bardzo chciałbym mieć to wszystko w miejscu, gdzie grzbiet kończy swą szlachetną nazwę. Umieć rodzinie wszystko wygarnąć, pokazać jaki jestem naprawdę. Nie udawać… Dlaczego wszystko zawsze musi być takie trudne? Eh... Jestem żałosny. Użalam się nad sobą zamiast coś zmienić.
Ona... jestem pewny, że nie stałaby bezczynnie w miejscu i posłusznie robiła co jej każą.
W mojej głowie znowu pojawił się obraz blond piękności, a na usta wkradł się uśmiech.

SUSANNAH [Środa - 31.08.2005]
Siedziałam w fotelu i czytałam harlequin, kiedy do pokoju weszła moja matka wraz z jakimś młodzieńcem. Na jego widok od razu się zarumieniłam. Wyglądał dokładnie tak, jak sobie wyobrażałam Connora, który odgrywał główną rolę w książce, którą właśnie trzymałam w ręce. Brunet, którego włosy mimo, że wyglądały na szpiczaste i kujące, były miękkie i przyjemne w dotyku. Oczy równie brązowe jak czekolada, a usta pełne, malinowe. Wysoki o lekkim nakreśleniu mięśni. Nie mogłam się doczekać, aby usłyszeć jego imię, więc spojrzałam znaczącą w stronę matki, która zamiast przedstawić nas sobie nawzajem i wyjaśnić swoją i jego wizytę w moim skromnym pokoiku, ona zajęła się składanie dwóch bluzek, które leżały na krześle.
- Kochanie, pamiętasz panią Hoffman? – Spytała w końcu, gdy odłożyła poskładane rzeczy do mojej szafy. Przytaknęłam jedynie. – Jej syn ma problemy z matematyką, mogłabyś mu pomóc? – zadała pytanie wyczekując na odpowiedź, chociaż obie doskonale wiedziałyśmy, że niezależnie od mojej decyzji i tak będę musiała to zrobić.
- Jasne – uśmiechnęłam się do niego, a na jego policzkach pojawiły się rumieńce. Wyglądał tak uroczo. Wskazałam fotel obok mnie, aby usiadł. Niepewnie spojrzał na moją matkę, jakby pytając się czy może. Mama uśmiechnęła się życzliwie, po czym wyszła z pokoju.
- Jestem Susan – przedstawiłam się, bo mama oczywiście o tym zapomniała. – To z czym masz problemy? – Od razu przeszłam do sedna.
- Oskar. Hm… Chyba ze wszystkim – pełen zakłopotania podrapał się po głowie.
Sięgnęłam po kartkę i długopis. Zapisałam kolejno w pionie cyfry od zera do dziesięciu.
- W takim razie zaczynamy od podstaw – zaczęłam, a on zaciekawiony próbował wyłapać co przed chwilą napisałam. – To jest jeden, to dwa, a to – z pełną powagą, dalej wymieniałam nazwy kolejnych cyfr, jednak w środku śmiałam się jak szalona.
- Może nie tak dokładnie ze wszystkim, ale z materiałem dla drugiej klasy średniej – wytłumaczył, będąc kompletnie zaskoczonym moim zachowaniem.
Zaśmiałam się głośno.
- Żartowałam – dodałam po chwili, kiedy patrzył na mnie wzrokiem pełnym niezrozumienia.
Również się zaśmiał.
- Właściwie… - zagadnęłam. – Rok szkolny zaczyna się jutro, więc dlaczego chcesz się o tym uczyć?
- Bo… - znowu się zarumienił i znowu wyglądał tak uroczo. – Chciałabyś może … Pójść ze mną na herbatę? – Wydusił i z zdenerwowania przegryzał dolną wargę.
W tym momencie wybuchłam śmiechem. Nie łatwiej byłoby od razu, wprost to powiedzieć? Tylko musiał jeszcze wplątać w to moją matkę?
Spojrzałam na niego.
Wyglądał niesamowicie seksownie, gdy się denerwował. I ten jego wzrok błagającego pieska. Aż sumienie nie pozwala mi odmówić.
- Z chęcią – uśmiechnęłam się szeroko.

- Masz dziewczynę? – Wypaliłam, a moje policzki zalał czerwony rumieniec.
Chłopak zakrztusił się herbatą. Pochyliłam głowę nad ciepłym napojem, aby za kotarą włosów ukryć swoje zażenowanie.
- N-nie – odpowiedział nieśmiało.
Podniosłam głowę uradowana. Czułam niesamowite szczęście. Być może wyglądałam głupio, gdy tak siedziałam i patrzyłam się na niego z rozszerzonymi źrenicami, ale nie obchodziło mnie to. Niezmiernie się cieszyłam z faktu, że tak świetny chłopak nie ma żadnej dziewczyny u swego boku.
- Do jakiej szkoły chodzisz? – Spytałam zmieniając temat. Chciałam jak najwięcej o nim wiedzieć.
- Do Easter Christian High School – odpowiedział, po czym włożył kawałek ciasta do buzi.
- Poważnie? – To było raczej retoryczne pytanie.
Nie chciałam dopuścić do myśli, że może się jednak przesłyszałam.
Kiwnął głową.
- Ja też – uśmiechnęłam się szeroko.
Momentalnie oczy bruneta zrobiły się większe i zobaczyłam w nim pewien blask. To chyba była radość. Ponownie się zarumieniłam. „On… Cieszy się, że będziemy chodzić razem do szkoły!”, powtarzałam w myślach jak szalona z niedowierzaniem, ale i z wielką radością. „Ogarnij się!”, usłyszałam w głowie głos Spinelly. Gdyby była tutaj od razy by mnie zganiła. Uważa, że jestem zbyt podatna na manipulacje innych oraz bardzo ufna i naiwna. Być może ma rację, ale Oskar na pewno jest inny, niż ci którzy dotychczas mnie zawiedli.
Dokończyliśmy nasze napoje w ciszy. Brunet zapłacił rachunek i wyszliśmy z lokalu. Uderzyła mnie fala ziemnego powietrza. Od razu dostałam gęsiej skórki, a przez moje ciało przeszedł dreszcz. Nagle poczułam ciepło, które okryło moje ramiona i plecy. Była to kurtka Oskara. Widocznie musiał zauważyć moją reakcje po wyjściu.
- Dziękuję – szepnęłam.
- Proszę – odpowiedział i złapawszy mnie za rękę, pociągnął w stronę przystanku. O mały włos, a jego kurtka spadłaby na ziemię, dlatego teraz zacisnęłam na niej palce. – Autobus nam zaraz ucieknie! – wyjaśnił, widząc moje zakłopotanie.
W ostatniej chwili zdążyliśmy. Gdy zajęliśmy wolne miejsca, zauważyłam, że nadal trzymamy się za ręce. Poczułam, że uścisk się rozluźnia. Nie chciałam go puścić, więc mocniej ścisnęłam jego dłoń, drugą podjęłam jego rękę i wsadziłam do kieszeni kurtki, a głowę oparłam na jego ramieniu.
- Zimno mi – tym razem to ja wyjaśniałam widząc jego zakłopotanie.
Oczywiście kłamałam. Z nadmiaru emocji i nie wiem czego jeszcze czułam, że zaraz spłonę. Było mi naprawdę gorąco, chciałabym się rozebrać albo wyjść z powrotem na dwór, by się troszkę ochłodzić, ale również nie chcę przestać dotykać jego ciała. W szczególności, że właśnie objął mnie swoją ręką i pewnie myśląc, że już śpię, pocałował czule w czoło.

______________________________________________________________
Jejku, przepraszam Was.
Praktyki mi się zaczęły i całkowicie zapomniałam o bożym świecie.
Na szczęście pewna bardzo wścibska i niecierpliwa istota mi przypomniała.
Oczywiście delikatnie mówiąc... ^^

Mam nadzieję, że spodobał się Wam ten rozdział.

Rozpoczęłam troszkę wątków i całkowicie namieszałam z tymi narracjami.
Ale nie martwcie się, za dwa tygodnie dodam kolejny post
z czterema kolejnymi postaciami ;p

Xoxo, dziękuję, że czytacie i komentujecie ;*


6 komentarzy:

  1. kocham cie dziewczyno! ;*
    powiedz, jak ty to robisz, ze zawsze tak doskonale wczuwasz sie w swojego bohatera? tak dobrze odzwierciedlasz ich charaktery? ;>
    rozdzial niesamowity i czekam na wiecej, jestem ciekawa jak przedstawisz pozostalych czterech. jakie im historie dopiszesz ^^

    ~misiaczkowa

    ps. przepraszam, ze dopiero teraz pisze. sama na ciebie narzekalam, a teraz sie spoznielam. wyjasnie ci na gg ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Już po pierwszym rozdziale mogę stwierdzić, że uwielbiam tą ironiczną i nieczułą Raitę, tego skrytego i rozdartego wewnętrznie Josepha, i tą naiwną i romantyczną Susannah. Jestem ciekawa jak przedstawisz kolejne postacie i które to będą ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. przepraszam, przepraszam ! jakoś wyleciało mi z głowy że nic tu nie napisałam !
    na początku zacznę od postaci która przypadła mi do gustu ^^ SUSANNAH :D fajnie zaczęła go uczyć matematyki! haha śmiałam się jak głupia z tego fragmentu!
    RAITA - nie bardzo mi się spodobała;p
    JOSEPH - miły? taki milszy niż Nick?:D to chyba nowość!
    no a teraz tak o całym rozdziale, na początku wystraszyłam się, że będzie to miła, słodka historia o dziewczynie która od razu zakochuje się z facecie (chodzi mi o Raita = Joe) ale mam nadzieję, że jednak nie będziesz pisać tak jak wszyscy "żyli długo i szczęśliwie"
    po prologu i 1 rozdziale chce więcej, więcej, więcej !
    ciekawi mnie co się stanie, że ona będzie cierpieć... bo cierpieć będzie Raita? o nią chodziło w prologu?

    OdpowiedzUsuń
  4. Obscene_Dangerous29 listopada 2012 20:27

    Ah, w końcu się doczekałam xd
    Dziewczyno, jesteś genialna! Już uwielbiam to opowiadanie!
    I już przeszedł mi żal związany z poprzednią wersją. Mimo smutnego początku w prologu, rozdział pierwszy aż żyje! Kocham Cię, dziewczyno! Kocham Twoje opowiadanie! Kocham tych bohaterów! Ah, ale rozlewna jestem z miłością, hah? xd
    E, tam i tak to wszystko kocham i czekam na rozdział drugi ^^

    OdpowiedzUsuń
  5. Początek z zakupami mnie rozwalił :D Postać Raiti jest nie do opisania. Jej 'myśli' są genialne. Taka dziewczyna, która no nie wiem.. Od razu ją polubiłam i przypadła mi BARDZO do gustu!
    Joseph.. Wydaję się być taki typem chłopaka, który 'co on nie potrafi'. Podrywacz, przystojniaczek, cham.. Ty na serio tak z tym, że jest MIŁY?! No, okey.. Lubię go :D Ktoś tu nie może przestać mysleć o takiej jednaj blondynce..:P
    Susannah.. Wydaję się być taką dziewczyną, którą ciągnię do chłopaków.. Sama nie wiem czemu, ale jakoś tak..
    Hahhahahhahah. Lekcja matematyki rozwaliła system. ,,To jest jeden, to dwa, a to.." Po prostu nie do opisania.
    Co do jednej rzeczy, którą napisałaś mi na gg to muszę z Tobą porozmawiać, ale przemówię Ci do rozumu kiedy przeczytam wszystkie rozdziały. Buziaki ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. To najlepszy blog jaki czytałam! Jesteś świetna idealnie komponujesz zdania. Będę czytać :)

    OdpowiedzUsuń