23.12.2012

02. "To był dzień, taki jak inne"


Pisane przy: Imagine Dragons - It's Time, Radioactive


SPINELLY [Środa - 31.08.2005]
Ciemne ulice miejscami oświetlone przez światło, które padało z latarni.
Granatowo-czarne niebo, miliony migoczących gwiazd i piękny, błyszczący księżyc w pełni.
Uwielbiam wracać późnym wieczorem do domu, kiedy samotnie przemierzając puste ulice mogę w spokoju przemyśleć różne sprawy.
Przyjemny powiew wiatru rozwiał moje włosy. Uśmiechnęłam się delikatnie.
Nagle poczułam, że ktoś mnie obserwuje.
Obróciłam głowę w stronę budynków, które mijałam i dyskretnie spojrzałam za siebie. Jakaś rosła postać podążała za mną. Natychmiast skręciłam w pierwszą, lepszą uliczkę. Trochę zbyt nerwowo.
„Jejku, dziewczyno, opanuj się. To, że jest pełnia nie znaczy, że śledzi cię wilkołak, który tylko czeka, ażeby rozszarpać twoje ciało i skonsumować serce”, wzdrygnęłam się na samo wyobrażenie. „Bez nerwów, wdech i wydech”.
Już spokojna, bez jakichkolwiek nerwowych ruchów, skręciłam w kolejną uliczkę, spoglądając za siebie. Teraz byłam już pewna, kimkolwiek była ta osoba na pewno chodziło jej o mnie. Na moje nieszczęście nie było tutaj żadnego światła, więc nie mogłam dostrzec niczego, co potem pomogłoby policji, gdyby zdołał uciec.
Nagle poczułam ogromny ból z lewej strony głowy. Zachwiałam się i upadłam na ziemie, dotykając bolące miejsce ręką. Była chłodna, więc idealnie niwelowała ból.
Eh… Przyczyną była moja głupota, zamiast patrzeć przed siebie, patrzyłam na tamtą osobę, co zaowocowało grzmotnięciem w ścianę.
- Hej, maleńka – usłyszałam chyba jeden z najobrzydliwszych głosów na świecie.
Dlaczego oni nigdy nie mogą być przystojniakami o głębokim i ciepłym, a zarazem seksownym głosie? No tak, wtedy niemożna by było nazwać tego gwałtem…
- Chcesz się zabawić? – Spytał, a jego zęby zabłyszczały w blasku księżyca.
Jestem pewna, że on jest pewny, że ja jestem pewna, że nie chcę się z nim bawić. Co to, to nie! Zabieram zabawki i spierdalam z tej piaskownicy, tylko… Cholera, nie zauważyłam, że skręciłam w zaułek. Słodko, po prostu słodko.
Podniosłam się z ziemi i uśmiechnęłam kpiąco.
- Biedny mężczyzno, nie masz pojęcia co ciebie teraz czeka – powiedziałam grubszym głosem i chciałam zaśmiać się szyderczo niczym zły charakter, lecz przez zimne powietrze, które dostało się do mojej jamy ustnej, zakrztusiłam się, wprowadzając tym samym Napaleńca w większą pewność siebie.
-„Cholera! Nie ze strachu się krztusiłam!”, klęłam w myślach.
Jeszcze przed chwilą mogłam wyjść z tego nie kiwając przy tym nawet małym paluszkiem, a teraz?  Gdy nabrał większej pewności siebie muszę ruszyć swoje chude cztery litery i delikatnie mówiąc skopać mu tyłek. Eh, dlaczego to zawsze spotyka mnie? Hę?
Musiałam jednak zachować spokój, dlatego zamknęłam oczy i powoli unormowałam oddech.
 „Pamiętaj przed każdą walką zamknij oczy i wyrównaj oddech, wczuj się w intencje przeciwnika, dobrze?”, wraz z tymi słowami w mojej głowie pojawił się obraz uśmiechniętego dziecka.
Dlaczego akurat teraz o nim myślę?! Aghr...
Wtem poczułam silny ucisk na nadgarstku. Moje oczy mimowolnie się otworzyły. Wiedziałam, że będzie chciał złapać i za drugi, jednak nie mogłam mu na to pozwolić.
Uwięzioną ręką chwyciłam za nadgarstek napastnika i używając siły wykręciłam mu rękę, oswobadzając się. Następnie używając formy Biu Tze złapałam za jego ucho i przyciągnęłam do swoich bioder i uderzyłam go łokciem w plecy. Zrobiłam zakrok, by zwiększyć dystans i ustawić się w dogodnej dla mnie pozycji. Wykorzystując jego chwilę nieuwagi, kiedy próbował złapać równowagę, chciałam sięgnąć po Cham Dao i go wystraszyć, ale… Cholera, zostawiłam je w domu.
- Szlak by to wszystko - fuknęłam pod nosem.
Musiałam wymyślić coś innego. Dlatego chwyciłam lewe przedramię Napaleńca i lekko popchałam go w tył, dzięki czemu zmusiłam go do zrobienia kroku w tył, aby mógł zachować równowagę. Zrobiłam płynny obrót w lewo, zabierając do wewnątrz jego rękę, wkładając prawy łokieć jak najgłębiej pod jego pachę i przy ugiętych kolanach, uderzając swoimi biodrami o jego, wzięłam go na plecy. Szybko się przechyliłam, jednocześnie prostując kolana i rzuciłam nim przez prawy bark. Teraz kiedy już leżał na ziemi, miałam wiele możliwości „dosiadu”. Usiadłam na jego podbrzuszu, opierając kolana o ziemię. Przy zgiętych łokciach prawą rękę włożyłam pod szyję, a lewą na, uciskając tętnicę szyjną, doprowadzając do odcięcia dopływu powietrza do płuc i krwi do mózgu.
Cały czas próbował się w jakiś sposób wyswobodzić, nawet uciekając się do lizania moich rąk, jednak byłam nieugięta. Nie daruję żadnemu staremu próchnu, który chce dobrać się do moich majtek. Kiedy stracił przytomność, na wszelki wypadek sprawdziłam jego puls. Na szczęście żył. Szybko chwyciłam za swój telefon i wybrałam numer policji.
- Dobry Wieczór. Głowna komenda policji, słucham? – Usłyszałam męski głos w słuchawce.
- Dobry Wieczór, nazywam się Spinelly Saito. Chciałam zgłosić, że w zaułku na rogu Franklin i Everett przy Weichert Realtors doszło do napaści, na szczęście zdołałam pokonać przeciwnika – powiadomiłam mężczyznę i rozłączyłam się.
Przez cały czas czułam czyjś wzrok na sobie. Kiedy walczyłam z Napaleńcem zobaczyłam innego mężczyznę, który wychylając głowę zza muru przyglądał się nam. Spojrzałam w tamtą stronę. Nikogo już tam nie było. Pewnie widząc moje poczynania przeraził się biedaczek i uciekł.
Parsknęłam śmiechem.
- Szerzę postrach swoją osobą - mruknęłam i zaśmiałam się głośno.

LUKAS [Środa - 31.08.2005]
Przekręciłem klucz w zamku i wszedłem do ciemnego mieszkania.
- Już jestem – powiedziałem, bardziej do siebie niż w oczekiwaniu na odpowiedź.
Ani jednej żywej istoty, nawet echo nie raczyło odpowiedzieć.
Westchnąłem.
Zapaliłem światła w przedpokoju i powoli zdjąłem kurtkę i buty. Wszedłem do następnego pomieszczenia, również klikając włącznik. Od razu w oczy rzuciła mi się biała kartka papieru, na której starannym, pochyłym pismem były zapisane dwa zdania. Dwa zdania, które tak często słyszałem i nienawidziłem. Obok leżał plik banknotów oraz karta kredytowa.
„Phi! Jakbym rzeczywiście potrzebował kolejnej”, prychnąłem z kpiną i poszedłem do swojego pokoju.
Mimo, iż w porównaniu z innymi pomieszczeniami w mieszkaniu był mały, nie przeszkadzało mi to. Nigdy nie lubiłem żyć w przepychu. Mała komoda, łóżko i fotel w zupełności by mi wystarczyły, ale oczywiście rodzice się nie zgodzili. Przecież spalili by się ze wstydu, gdybym przyprowadził znajomych. Dlatego wstawili mi drzwi do kolejnego pomieszczenia. Jakby rzeczywiście był potrzebny...
Złapałem za trójkątną butelkę Grants, stojącą na komodzie i nalałem setkę do tumbler'a. Z trunkiem w prawej ręce i butelce w lewej usiadłem na fotelu spoglądając na fotografię wiszącą na przeciwległej ścianie. Pociągnąłem duży łyk Whisky.
Jak wspominam dzieciństwo zawsze byłem sam. Byłem izolowany od innych, bo byłem synem bogaczy, który uczęszczał do zwykłych, publicznych szkół.
Ale wtedy… Dokładnie w drugi dzień roku szkolnego w pierwszej gimnazjum pojawiła się ona. Było widać, że inne dzieci ją podziwiały, jednak nie wiele z nich posiadało odwagę by z nią rozmawiać. Miała wiecznie uniesioną głowę do góry i mimo, iż czasem słyszała plotki na swój temat, zawsze przechodziła koło tych ludzi z dumą. Każdemu zawsze patrzyła prosto w oczy i zawsze była szczera.
Trzeciego dnia podeszła do mnie. Wtedy pierwszy raz zobaczyłem ten uśmiech, który każdego rozpromienia od środka. Rozmawiała ze mną jakby znała mnie od dawna. Była pierwszą osobą, której nie przeszkadzało, że moi rodzice posiadają pieniądze.
Wtem nastąpiło coś, czego się obawiałem i coś, co zmieniło moje życie.

Wszyscy zaczęli plotkować na mój temat. Po raz kolejny usłyszałem o tym, jak to podobno płacę innym uczniom za moje prace domowe albo że moi rodzice dali łapówki dyrektorowi i nauczycielom, aby traktowali mnie lepiej. A ja… Nie potrafiłem niczego zrobić. W pewnym stopniu przyzwyczaiłem się do tego, jednak wciąż sprawiało mi to ból. Dlatego zamiast coś zrobić, jakoś zareagować, ja… siedziałem i jedynie spuściłem głowę upokorzony. Jak zwykle…
Nagle usłyszałem potężny huk, a wszyscy ucichli. Zerknąłem na źródło.
Jej ręce i twarz były czerwone, usta zaciśnięte, a wzrok wbity w blat, który przed chwilą mocno uderzyła. Po chwili podniosła wzrok. Był pełen pogardy. Pierwszy raz w życiu widziałem tak zdenerwowaną osobę. Nie rozumiałem dlaczego, przecież to było normalne. Ja już… przyzwyczaiłem się do tego bólu, upokorzenia.
- Co z tego, że ma pieniądze?  - Usłyszałem i podniosłem wzrok. Ona… Wstawia się za mną. - Powód dla którego go nienawidzicie, to nie ten, że on czuje się lepszy od nas i z nas szydzi. Nie. Zazdrościcie mu. Ale to nie jest powód, który usprawiedliwia wasze zachowanie – mówiła z przekonaniem, a w jej oczach gościła determinacja.
Nie rozumiałem dlaczego ona to robi. Dlaczego mnie broni? Przecież ledwo mnie zna. Rozmawiała ze mną zaledwie dwadzieścia minut. Przeze mnie… To z niej będą się śmiać, to o niej będą wymyślać gorsze plotki niż dotychczas. Dlaczego się wtrąca?
- Nawet nie zauważyliście jak bardzo się stara, aby nie wyróżniać się od was – podeszła do mnie i wywinęła na wierzch metkę z mojego swetra, na której było logo jednej z tańszych marek w tym stanie. – Widzicie? Skoro tak się stara, nie może być zły – tutaj uśmiechnęła się szeroko w moją stronę.
Czułem się dziwnie. Nie widziałem w jej oczach współczucia czy litości. Tylko ciepło, które sprawiało, że również chciałem się uśmiechnąć.
- Od dzisiaj, jeżeli ktokolwiek go zrani, wymyślając kolejne plotki lub z niego szydząc, będzie miał ze mną do czynienia. A ja już wymierzę odpowiednią karę – by podkreślić złożyła palce w koszyczek i wyprostowała ręce, w wyniku czego wszyscy usłyszeli strzelanie jej kości.
Wyglądała przerażająco. Na twarzy gościł jej dziwny uśmiech, szaleńczy, a wzrok… Mógłby zabić, gdyby stali bliżej. Tą postawą sprawiła, że wszyscy przytaknęli ze zrozumieniem.
Byłem zaskoczony i nie mogłem wyjść z podziwu dla niej. Była niesamowita. Taka drobna i niepozorna, ale również pewna siebie i odważna. Patrzyłem na nią z zachwytem.
- Hej, Lucky, uśmiechnij się – puściła mi oczko, a ja mimowolnie zarumieniłem się, a kąciki ust poszły do góry. Nie pamiętam kiedy ostatnio zrobiłem to szczerze i z radością. – I niech na twojej twarzy zawsze gości jeden z tych uroczych uśmiechów, dobrze? – Przytaknąłem prawie natychmiast, na co w odpowiedzi usłyszałem perlisty śmiech.

Uśmiechnąłem się pod nosem. Od tamtej pory wiele się zmieniło, a dzięki niej wiele zawdzięczam. Ona została moim przyjacielem, a ja żeby się odwdzięczyć próbuję ją rozśmieszyć.
Bo właśnie taką Raitę Ledger pamiętam i zawsze chcę pamiętać. Z szerokim uśmiechem na ustach, który daje niewyobrażalne ciepło.
Po policzku spłynęła mi pojedyncza łza, którą natychmiast starłem rękawem.
Eh, dlaczego tak szybko się wzruszam?
„Lucky, mięczak z ciebie” – szepnąłem i uśmiechnąłem się po raz kolejny.

MICHEAL [Środa - 31.08.2005]
Obolałą ręką otworzyłem drzwi i przeszedłem przez próg.
- Onii-san*! – zawołał radośnie mały chłopiec, który po chwili pojawił się przede mną.
Kucnąłem, a on od razu rzucił mi się na szyję. Zaśmiałem się. Cały stres i ból znikł niczym bańka mydlana. A wystarczyła tylko taka mała drobnostka.
- Zrobiłem obiad – pochwalił się z dumą w głosie.
- Mówiłem ci żebyś nie podchodził do kuchenki. A jakby coś ci się stało? Nie wybaczyłbym sobie – powiedziałem, ale nie w karcący sposób, a z troską.
- Dobrze – mruknął i schylił głowę.
- Zobaczmy coś tam upichcił – powiedziałam z nadmiarem entuzjazmu, aby go pocieszyć.
Wziąłem go pod pachę i wyprostowawszy kolana poszedłem do kuchni.

Szedłem ulicą, a w około panował półmrok. Nienawidziłem wracać późno do domu. Bałem się. Nie o siebie, a o małego urwisa, którego zostawiłem sam na sam w czterech ceglanych ścianach.
Mój spokój zagłuszyły kroki, kiedy to zza rogu wyłoniła się postać szczupłej brunetki. Jej kroki były niemiarowe, jakby się czymś zestresowała. Po krótkiej chwili zza tego samego rogu wyłonił się większy ode mnie o dwa razy mężczyzna i podążył w ślad za dziewczyną. Zrozumiałem, dlaczego tak nerwowo się zachowała. Ruszyłem za nimi, aby gdy zajdzie potrzeba pomóc jej. Skręciła w kolejną uliczkę, mężczyzna za nią, ja zatrzymałem się na rogu i jedynie wychyliłem głowę. Widziałem, że już jest w niebezpieczeństwie, ponieważ trzymał ją za nadgarstek, chciałem wyjść i jej pomóc. W jednej chwili cała sytuacja się zmieniła. O ile mnie wzrok nie mylił, ta szczupła i niepozorna brunetka pokonała przeciwnika za pomocą sztuk walki. Była niesamowita. Jej ruchy były swobodne, płynne i szybkie. Nigdy nie pomyślałbym, że technikę Biu Tze można by wykorzystać w formie obrony.

- Nie smakuje ci, Onii-san*? - Usłyszałem cichy chłopięcy głos, który wyrwał mnie z rozmyślań.
- Słucham? - Spytałem natychmiast, kiedy ujrzałem jego zmartwione oczęta.
- Pytałem czy ci nie smakuje, bo odkąd usiedliśmy do stołu nie zrobiłeś ani jednego kęsa - mruknął i wskazał na mój pusty talerz.
- Skądże - uśmiechnąłem się i wsadziłem Maki do ust. - Po prostu się zamyśliłem - dodałem, kiedy przełknąłem jedzenie i zjadłem kolejne. - Jest przepyszne - pochwaliłem go i uśmiechnąłem szeroko.
To niesamowite jak szybko uczy się nowych rzeczy. Ma zaledwie dziesięć lat, a już potrafi zrobić każdego rodzaju sushi, które aż zachwycają smakiem. Coś mi się wydaje, że mój ukochany braciszek zostanie kucharzem.
Spojrzałem na niego. Zadowolony wcinał kolejne rolki. Mimo tego, co wydarzyło się zaledwie kilka dni wcześniej, wyglądał na bardzo szczęśliwego. A to z kolei uszczęśliwiało mnie. I tak właśnie miało być. Wszystko co zrobiłem, zrobiłem dla niego. Dla jego szczerego i szczęśliwego uśmiechu.

*Onii-san – zwrot grzecznościowy w języku japońskim, wymawiany do starszego brata.

JEROME [Środa - 31.08.2005]
Gdyby to był film detektywistyczny zaczynałby się od zdania "To był dzień, taki jak inne". Z wyjątkiem, że to nie jest detektywistyczny film, a ja nie jestem prywatnym detektywem.
Przynajmniej na razie. Może kiedyś, gdy skończę szkołę. Na chwilę obecną jestem zazdrosnym, nieufnym chłopakiem, który według niektórych naczytał się za dużo książek kryminalnych. Być może, ale kiedy moja dziewczyna po raz kolejny anuluje spotkanie z powodów "spraw rodzinnych", to mam chyba prawo być podejrzliwy, prawda? W szczególności, że miga się od jednoznacznej odpowiedzi.
Zamaskowany podążałem za nią, aż przystanęła przed drzwiami czyjegoś domu. Schowałem się za drzewo i stamtąd przyglądałem się jej poczynaniom. Zapukała, a po chwili w drzwiach stanął jakiś brunet, który na jej widok uśmiechnął się szeroko, mocno przytulił, a następnie złożył pocałunek na ustach.
Mimo, iż spodziewałem się takiego widoku, to jednak poczułem lekkie ukłucie w sercu. Mimo, iż nie przywiązuje się za bardzo do moich partnerek, to jednak co do niej miałem inne oczekiwania. Nie podobało mi się to, że jakiś obcy facet, którego pierwszy raz na oczy widzę, obściskuje moją dziewczynę. Nie podobało mi się to, że moja dziewczyna mnie okłamuje i daje się obmacywać jakiemuś frajerowi. Złość we mnie rosła, ale nie mogłem dać jej wygrać. Chciałem jej pokazać, jak to jest być zdradzoną, pogardzoną i upokorzoną. W tym celu zadzwoniłem do Spinelly. Po trzecim sygnale usłyszałem zdenerwowany głos przyjaciółki.
- Czego? - Warknęła.
- Mam coś dla ciebie na poprawę humoru - uśmiechnąłem się pod nosem, obserwując parkę siadającą właśnie na ławce przed domem.
- Gdzie jesteś? - Spytała od razu. Doskonale mnie znała i po jednym zdaniu wiedziała co jest grane.
- Aleja Lafayette 412 - ledwo wypowiedziałem te słowa, a w słuchawce usłyszałem sygnał zakończonej rozmowy.
Wsadziłem telefon do kieszeni i oparłem się o drzewo.

Po kilkunastu minutach zobaczyłem zbliżającą się brunetkę. Wyglądała świetnie. Miała na sobie zielone szorty, szpilki w tym samym kolorze, czarną bluzkę w kolorowe kwiaty na ramiączkach i szmacianą torbę z nadrukiem na ramieniu.
- Oni? - Spytała, kiedy zbliżała się do mnie.
Kiwnąłem jedynie głową. Złapała mnie pod ramię i ruszyliśmy w kierunku zdradzającej mnie dziewczyny. Stanęliśmy zaraz przed nimi, a na Spinelly twarzy pojawił się drwiący uśmieszek. Coś mi się wydaje, że zna tego frajera, który mizdrzy się z Rosą przed moimi oczami.
- Jerome? Co ty tu robisz? - Spytała zaskoczona blondynka, kiedy w końcu raczyli nas zauważyć i odłączyli swoje usta od siebie. - I to z nią? - Zaznaczyła po chwili.
- Oh, ja? - Udałem zaskoczenie. - Nic takiego. Właśnie szliśmy z Nelly do kumpla, kiedy zobaczyliśmy jak moja dziewczyna wsadza język chłopakowi, innemu niż swojemu, więc postanowiliśmy podejść i się przywitać - powiedziałem nader spokojnie, co doprowadziło ją do złości.
Doskonale wiedziałem, że nienawidziła gdy byłem obojętny. Gdy mówiłem bez uczuć. Ale taki właśnie byłem. I nie mam zamiaru tego zmieniać. A już w szczególności dla kogoś takiego jak ona.
- Oh, czyżby to nasz uroczy rozpustnik Zayn? Dziewczynom bardzo ciebie brakowało wczorajszego wieczoru. Słyszałam jaki to z ciebie ogier i jak widać niesamowity lowelas również - Spinelly włączyła się do rozmowy, zaskakując nas wszystkich.
Takiego sekretu tego złodzieja cudzych dziewczyn nigdy bym się nie spodziewał. Co dziwne brunet nawet nie zaprzeczał.
- Zayn i Rosa, pasujecie do siebie. Żigolo i Famme Fatale, para idealna - dodała po chwili, śmiejąc się perfidnie i pociągnęła mnie za ramię w stronę ulicy, abyśmy zostawili upokorzoną parę razem.
Spinelly nad wyraz się wkręciła w tą grę, ale wiedziałem że sprawia jej to przyjemność. Pogrążenie tego chłopaka i mojej dziewczyny, która należała do subkultury, której nienawidziła, była dla niej rozkoszą.
A ja? Byłem zbyt pochłonięty chęcią zemsty, by jej przerwać. Być może to wykraczało poza granice, których myślałem, że razem nigdy nie przekroczymy, ale... Facet, który zostaje zraniony, oszukany i upokorzony; który traci swoją dumę... Potrafi być cholernie wredny i pozbawiony zahamowań.

______________________________________________________________
Dziś 23, więc jest to mój prezent świąteczny dla Was ^^

Przedstawiłam wam kolejne cztery postacie z mojego opowiadania.
Długo mi trochę zajęło napisanie tego i wczucie się w ich charaktery,
ale mam nadzieję, że spodobały się wam one.
Wbrew pozorom Jerome i Spinelly nie są aż tacy wredni.
Po prostu to jest ich sposób radzenia sobie ze zdradą xd

Xoxo, Wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku, Kochane ;*

6 komentarzy:

  1. dziewczyno... nadal nie moge wyjsc z podziwu dla twojego talentu. to bylo niesamowite!
    i ty mi probujesz wmowic, ze mialas prblemy z napisaniem tego? z twoim talentem i siedzac na sedesie moglas to napisac! xd
    jejku, po takim rozdziale jestem niesamowicie ciekawa kolejnego! xd i oczywiscie tego co sie tam wydarzy! xd

    ~misiaczkowa

    OdpowiedzUsuń
  2. Drugi rozdział, a ja mogę stwierdzić, że do listy kochanych przeze mnie postaci mogę dodać: tą ironiczną i odważną Spinelly, tego wrażliwego i uroczego Lukasa, tego troskliwego i kochanego Micheala, tego zazdrosnego i oczytanego Jeroma. Nie mogę doczekać się trzeciego rozdziału ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. Obscene_Dangerous26 grudnia 2012 12:55

    Dziewczyno, maszn iesamowity talent!
    I wbrew pozorom, wcale nie uważam aby Spinnelly i Jerome byli wredni xd to było wręcz mistrzowskie posunięcie, w kkoncu ona go zdradzila ... -.-
    A właśnie, od teraz kibicuję Spinelly i Jerome, oni cholernie mi do siebie pasuja xd takze.... maja byc razem, jasne? xd
    Poza tym specjalnie wyrwałam sie od rodzinki by przeczytac i ci to napisac xd wiec wiesz, juz po prostu musisz xd jestes mi to winna xd

    OdpowiedzUsuń
  4. wybacz, ale dopiero dzisiaj miałam czas wejść i na spokojnie jeszcze raz przeczytać:)

    rozdział super! dopiero poznajemy wszystkich bohaterów, ale już wiem, że z nimi nie będzie nudno :D

    czekam na kolejny! mam nadzieję, że szybko coś napiszesz:)

    OdpowiedzUsuń
  5. aaa i oczywiście Szczęśliwego Nowego Roku !;**

    OdpowiedzUsuń
  6. Kurde tak się bałam, że nie przeczytam tego rozdziału, ponieważ zgubiłam link, ale na szczęście wszystko jest na razie okej.

    OdpowiedzUsuń