Pisane przy: Panic! At The Disco – cały album Pretty. Odd.
SUSANNAH [Czwartek - 01.09.2005]
Siedziałam na ziemi oparta o ścianę i wpatrywałam się w sufit. Czekałam aż moja szanowna przyjaciółka wyjdzie z gabinetu dyrektora i wyjaśni mi całe zajście z Josephem Jonasem. Bo ja się pytam, skąd ona go zna? Jeszcze ani razu nie widziałam ich razem, a tu nagle ni z beczki, ni z pietruszki się kłócą na oczach całej szkoły! Coś musiało między nimi zajść. Tylko, co? I przede wszystkim, kiedy? I dlaczego ja o tym nic nie wiem?! Jak zwykle zostałam pominięta. Pewnie, bo, po co mi mówić. Może i nie umiem ułożyć sobie stabilnego związku. Może i jestem zbyt wylewna. I gadatliwa… Ale to nie oznacza, że wszystko od razu wypaplam! No na Boga! Sekretów nie wyjawiam! Przynajmniej nie te poważniejsze… Oni wszyscy powinni darzyć mnie większym zaufaniem! Ot, co! Powinnam się na nich obrazić i nie odzywać. Strzelić wielkiego focha i mieć ich w d… Eh, kogo ja oszukuję. Przecież nie umiem bez tych nierozważnych wariatów wytrzymać oraz nie umiem się na nich gniewać. Stanowczo jestem zbyt dobra.
Po chwili usłyszałam łomot. Podskoczyłam przerażona, ponieważ huk był wywołany trzaśnięciem drzwiami o ścianę, o którą się opierałam. Kilka centymetrów w prawo i dostałabym prosto w twarz. A ja lubię swoją twarz!
Blondynka przeszła przez próg i prychnęła głośno. Nawet mnie nie zauważyła. Podeszła do ściany naprzeciwko i zaczęła uderzać w nią głową.
- Boże, dlaczego ja?! – Wykrzykiwała pomiędzy uderzeniami.
Czy ona zwariowała?! Chce się zabić czy co?!
Natychmiast wstałam i podeszłam do niej. Jeszcze chwila, a rozwaliłaby sobie głowę. A ja nie mogę na to pozwolić. To moje jedyne rodzeństwo, jakie mam i nie mam zamiaru jej stracić w tak okrutny i bolesny sposób!
- Raita, uspokój się! – Podniosłam lekko głos, by dotarły do niej moje słowa i odciągnęłam ją od muru.
Spojrzała na mnie blado. Po chwili jednak na jej twarzy zawitał dziwny wyraz. Ja już znam jej te wyrazy. Znam ją już tak długo, że spokojnie mogę się domyślić, że wpadła na jakiś pomysł. Który oczywiście obejmuje moją osobę. I znowu zostanę wplątana w jej nikczemne plany. Jejku! Ta dziewczyna sprowadza mnie na złą drogę! Ona jest gorsza od samego króla piekieł. Pfy, przy niej to on może, co najwyżej buty jej pucować lub robić za podnóżek! Albo zamiatać popiół na dziedzińcu jej mrocznego zamczyska! Popiół niewinnych dusz, które potępiła. O, Boże! A ja jej w tym pomogłam! Jestem złą osobą. Złą. Złą… Mój Boże, spłonę żywcem!
- Ty znasz wszystkich z tej szkoły, nie? – Zagadnęła, wyciągając mnie z tych okropnych wizji.
Przytaknęłam jedynie, czekając na kontynuację.
- Ten gnom, Jonas, od kiedy jest w naszej szkole? – Spytała całkowicie poważnie, a mi szczęka opadła, oczy wyszły na wierzch i ogólnie byłam cała zdziwiona.
Dziewczyna popatrzyła na mnie poirytowana. No tak. Stałam pełna osłupienia, ale nie raczyłam powiedzieć jej dlaczego. Powód był prosty. A nawet bardzo prosty.
- On chodzi do tej szkoły tyle samo czasu, co my – odpowiedziałam i teraz to blondynka była całkowicie zaskoczona. – Jak to możliwe, że chodząc razem do szkoły, będąc dwojgiem najbardziej popularnych osób w szkole ani razu na siebie nie wpadliście? – Spytałam.
Raita wzruszyła jedynie ramionami i oparła się plecami o ścianę. Poważnie? Tylko tyle? Wzruszyła ramionami i koniec? Czy ona zwariowała?! Jeszcze cztery godziny temu kłóciła się z najsłodszym, najprzystojniejszym, najseksowniejszym facetem, jaki po tej okropnej i zapyziałej ziemi chodzi i tylko wzrusza ramionami?! Czy jej już kompletnie odbiło? Mój Boże, ona sobie nawet nie zdaje sprawy ile dziewczyn pragnie, aby znaleźć się z nim w takiej pozycji, w jakiej ona była!
Spojrzałam na nią uważniej. Widziałam na jej twarzy zadumę. Tylko, nad czym ona tak intensywnie myślała? Chyba nie chce mu nic zrobić? Mojemu przesłodkiemu, pięknemu niczym jeden z greckich bogów przystojniakowi?!
Ale wracając… To naprawdę dziwne, że nigdy się nie spotkali. Ba, że nawet o sobie nie słyszeli! Po chwili namysłu sama na coś wpadłam. Przecież oni zawsze mieli zajęcia w dwóch różnych budynkach. Dodatkowo tam gdzie Joseph króluje, jej nigdy nie ma. A mówiłam jej żeby chodziła na szkolne imprezy. Ale nie, bo to jej zdaniem jest dla dzieciaków. Bo ona to niby taka dorosła jest. Fakt, ma rozum bardziej rozwinięty, jest poważniejsza i dbalsza, ale… No dobra, przy niej to i ja wydaję się dzieckiem. To pewnie, dlatego większość facetów na nią leci. Pfy, też potrafię taka być. Założę rękę na rękę, oprę się o ścianę, przybiorę srogą minę, wydmę usta i cała Raita gotowa! Też mi coś wielkiego!
Jednak w głowie dudniło mi jedno pytanie, na które niesamowicie pragnęłam znać odpowiedź.
- Dlaczego się pokłóciliście? – Spytałam zniecierpliwiona.
To pytanie nurtowało mnie od początku. W końcu, jak można się gniewać na tak przepiękną istotę, jaką jest Joseph? Przecież to jest facet idealny, a jak pięknie śpiewa. On wydobywa dźwięki z gardła, a mi bielizna spada! Co prawda zdarza mu się czasem wywinąć psikus i zażartować, ale… Takiemu wszyscy wybaczają. I do tego taaaki seksowny. Mmm… Ciasteczko do schrupania.
- Ten debil wylał na mnie czekoladę w centrum i nie przeprosił, a teraz próbował ukraść mi telefon – prychnęła pełna pogardy.
Nie mogłam w to uwierzyć. Joe nie przeprosił za coś, co przeskrobał? Do tego złodziej? Przecież on… On jest taki słodki i niewinny. To jest po prostu niemożliwe. Może pomyliła tego chłopaka z centrum z Joe. A to na auli… Może to był jakiś przypadek. Nie wiem, telefony mu się pomyliły? To naprawdę jest niemożliwe. Nie żebym nie wierzyła swojej najlepszej przyjaciółce i brała jego stronę, ale… Zdarza się jej wyolbrzymiać, a z nerwów czasami myli fakty.
- Nie chciałem go ukraść, ale wyłączyć muzykę – usłyszałam za sobą jeden z najcudowniejszych głosów na świecie.
Obróciłam się natychmiast i spaliłam rumieńca, kiedy zobaczyłam jego przepiękną twarz. I ciało. Był taki… Seksowny. Miałam ochotę rzucić się na niego i rozszarpać mu te cudownie na nim wyglądające ciuszki. Miał na sobie czarne, oczywiście obcisłe, spodnie, białą koszulę z krótkim rękawem, która wręcz upinała jego mięśnie na klatce piersiowej i granatowy luźno zawiązany krawat, który barwą idealnie pasował do butów i marynarki Raity. Boże, jak oni świetnie razem wyglądają. Aż im zazdroszczę. Pasują do siebie idealnie. Szkoda tylko, że ciskają w siebie piorunami z oczu.
- Chodź Su. Nie mam zamiaru dzielić tlenu z tym zapyziałym kartoflem – warknęła moja przyjaciółka i nie pytając mnie o zdanie, złapała za rękę i pociągnęła w stronę schodów.
Usłyszałam z oddali śmiech Joe. O, jak on słodko się śmieje. Nawet to ma urocze. Oh, ile bym dała, aby usłyszeć go jeszcze raz. Dlaczego oni muszą się nie lubić? Przecież oni do siebie pasują. No naprawdę, czasem nie rozumiem tej dziewoi. Bo przecież gdyby ona chciała, to i by Joseph chciał. Jestem tego pewna i… Pomogę im. Tak! To jest idealnie świetny pomysł. Jejku, jak ja już na coś wpadnę! Czasami sama siebie zadziwiam!
SPINELLY [Sobota - 03.10.2005]
Przeszłam przez próg i po świeżo umytych panelach podeszłam do szerokiego, mahoniowego biurka. Tak jak za każdym razem wyciągnęłam swoją legitymację szkolną i pokazałam ją recepcjonistce. Kobieta uśmiechnęła się szeroko i bez zbędnych słów przepuściła mnie dalej. Skierowałam swe kroki wzdłuż długiego korytarza i udałam się do pokoju na samym jego końcu. Naciskając na klamkę usłyszałam podrażniony głos brata.
- Psuj się, psuj. Wszystko robisz po to, by mnie wkurzyć. - Po czym rzucił mp3 wprost we mnie.
Na szczęście przyzwyczajona do takich powitań zdążyłam ją złapać za nim dostałam nią w twarz. Chłopak siedział do mnie tyłem, wpatrując się w widok za oknem.
–Mówisz do rzeczy martwych? – Zaśmiałam się wchodząc do środka.
- Tak, ale chamy nie odpowiadają – odpowiedział natychmiast, nie zdając sobie sprawy, że to ja zadałam to pytanie.
Po chwili jakby dotarło to do niego i z szerokim uśmiechem rzucił się na mnie przytulając do siebie mocno. Gdy w końcu odkleił się ode mnie, z powrotem zasiadł na swoim łóżku, wskazując na fotel obok, abym usiadła.
- Jak się czujesz? – Zagadnęłam i oddałam mu jego muzyczne urządzenie, siadając na miękkim i wygodnym siedzeniu.
- Fizycznie, psychicznie czy duchowo? – Zakpił.
Doskonale wiedziałam, że od ostatniej mojej wizyty nic się nie zmieniło, ale o czym miałam z nim rozmawiać? O tym, co dzieje się na zewnątrz, kiedy on jest zamknięty w czterech ścianach i jedynie od czasu do czasu może wyjść na dziedziniec? Obiecałam mu, że co tydzień będę do niego przychodziła i tak robię. W głębi serca mam nadzieję, że niedługo to się skończy. Że wkrótce będzie mógł stąd wyjść. Tylko, kiedy to nastąpi? Czekam już na to od prawie dwóch lat. Sama już nie wiem czy jest wyleczony i tylko go tu przytrzymują, żeby więcej pieniędzy od nas wyżebrać, czy rzeczywiście jego stan się nie polepszył.
- Wszystkie trzy, poproszę. – Mimo, że widziałam niechęć w jego oczach chciałam wiedzieć jak się czuje. Jestem jego siostrą, martwię się. A co jeśli może rzeczywiście jakimś cudem mu się polepszyło? A co jeśli mu się pogorszyło? Po prostu chciałam o wszystkim wiedzieć.
- Fizycznie, trochę słaby, ale to pewnie przez te leki, którymi mnie faszerują. Psychicznie, stabilnie jednak z lekkimi zachwianiami, jak to twierdzi mój terapeuta. Duchowo... W innym świecie – odpowiedział i spojrzał w stronę okna.
Mój wzrok natychmiast pognał w tamtą stronę. Moim oczom ukazał się piękny, kwiecisty ogród, w którym stały dwie z jasnego drewna ławeczki. W oddali stał las, których liśćmi delikatnie poruszał wiatr. Zauważyłam starszego mężczyznę i młodą dziewczynę, którzy idąc pod rękę, kierowali się w stronę jednej z ławeczek.
- A co u ciebie? Co u mamy? – Ponownie usłyszałam jego głos, który odwrócił moją uwagę od widoku za szybą. Westchnęłam głośno.
- Zaczęła się szkoła, w końcu wrzesień mamy. A mama... Wiesz, jak to ona, radzi sobie. Jakoś... – ostatnie słowo dodałam ciszej. - Znalazła pracę na cały etat, jako kelnerka w kasiastej restauracji. Dajemy sobie radę, naprawdę. Nie musisz się o nas martwić – zapewniłam go, widząc troskę w jego oczach. - Właśnie... Przemyciłam coś dla ciebie – uśmiechnęłam się szeroko.
Wygrzebałam z torby przyszykowany wcześniej pakunek, po czym wręczyłam do jego rąk. Chłopak natychmiast otworzył papierową torbę i wyciągnął jego zawartość. Jego oczom ukazał się lukrowany kawałek ciasta. Uśmiechnął się szeroko w moją stronę i zrobił duży kęs. Specjalnie dla tego uśmiechu zaraz po szkole popędziłam do piekarni na końcu miasta. Miałam szczęście, bo akurat zostały ostatnie dwa kawałki. Uwielbiam patrzeć jak je swój ulubiony przysmak. Jest wtedy taki radosny. Jakby nic innego wtedy się nie liczyło. Tylko ta chwila słodkości.
- Mniam! – Głośno mlasnął i usiadł na moich kolanach. Zarzucił ręce wokół mojej szyi i spojrzał w oczy. - Wiesz, że cie kocham? – Spytał, a ja już wiedziałam, o co mu chodzi. Zawsze, kiedy zadawał to pytanie, to było one równoznaczne z przyniesieniem mu za tydzień kolejnej porcji smakołyku. Kiwnęłam jedynie głową, na co on mocno mnie przytulił - Jesteś moją ukochaną siostrą! – Wykrzyknął głośno, jeszcze mocniej ściskając moje ciało.
- Bo jedyną! – Zaśmiałam się.
SUSANNAH [Wtorek - 06.10.2005]
Siedziałam przy stole zalewając się łzami śmiechu. Próbowałam nie udławić się jedzeniem, które obecnie miałam w buzi. Roześmiana do granic możliwości patrzyłam jak Lukas próbuje nakarmić kisielem Jerome’a i na odwrót. I niby nic w tym zabawnego, gdyby nie to, że swoimi dłońmi zasłaniają oczy sobie nawzajem.
- Mógłbyś w końcu trafić mi w usta, bo póki co czuje papaje w nosie! - zapiał rozbawiony Lukas.
- Tak, jeżeli wyciągniesz łyżkę z mojego ucha - mruknął, jak zwykle spokojny Jerome.
Nie mogłam już wytrzymać. Miałam tak mocne skurcze brzucha, że ledwo oddychałam. Oczy miałam już zaszklone, jednak to nie przeszkodziło mi w śledzeniu ich nieudolnych ruchów.
- Eh, twój entuzjazm mnie powala - jęknął niezadowolony blondyn i już chciał ściągnąć z oczu rękę przyjaciela, lecz nagle zamruczał usatysfakcjonowany, kiedy poczuł kisiel na swoim języku.
- Ha! Płacz i płać! - Brunet stanął na krześle pełny dumy i wskazywał palcem na przegranego Lukasa, który nic sobie z tego nie robił i dalej jadł swój kisiel, rad z faktu, że łyżeczka w końcu trafia do jego buzi. - Jestem zajebisty! - W końcu opadł na krzesło i równie zadowolony zaczął wcinać swoją porcję.
Ryknęłam śmiechem. Ci dwaj potrafiliby rozśmieszyć i nieboszczyka.
Z oddali usłyszałam znajome szuranie butów o podłogę, później zobaczyłam zdenerwowaną koleżankę ciężko opadającą na krzesło stojące obok mnie.
- Co za kretyn! - Tyle zdążyłam zrozumieć z początku jej wiązanki w kierunku nieznanej mi osoby.
Niestety, kiedy Spinelly się denerwowała mówiła bardzo szybko w... jej ojczystym języku, czyli po japońsku. Ponieważ znamy się już długo czasem wyłapuje pojedyncze słowa, które rozumiem, ale większość to tylko niezrozumiały bełkot.
- Kare wa watashi ga sono ringo o mochiageru koto ga dekinaidarou to kanagaete iru? Pffy. Soshite, kare wa sore no tame ni kare no ashi o shiyō suru hitsuyō ga arimashita? Soshite ima, watashi wa sore o tabenakareba naranai? Pffy. Kare wa, ima dewa,* mały szmaciarz. Debil. Kapcie na uszy i niech pociągi straszy! - Skończyła swój monolog i lekko już uspokojona zaczęła jeść swój posiłek.
Rządni wyjaśnień, znacząco chrząknęliśmy. Spojrzała na nas. Przez jej twarz przemknął lekki uśmiech, zapewne dopiero teraz zauważyła brudne twarze chłopaków. Po chwili zamknęła powieki, a na jej twarzy ponownie wypisało się niezadowolenie. Wiedziała, że prędzej czy później i tak będzie musiała nam o tym powiedzieć. Wśród naszej piątki obowiązywały zasady, których się trzymaliśmy. Jedną z nich była szczerość. Choćby miała zaboleć, musieliśmy ją wyjawić.
- Kretyn na czwartej - mruknęła i ponownie zajęła się swoją kanapką.
Szybko zerknęliśmy na wskazanego osobnika. Moim oczom ukazał się przystojny, umięśniony chłopak, z równie czekoladowymi włosami, jak i oczami. Cudowny, niesamowity, wspomniałam przystojny? Tylko, dlaczego ona go nie lubi? Jak dla mnie wszystkich ludzi, którzy mają taką figurę i takie urocze dołeczki w uśmiechu, trzeba kochać. No po prostu nie ma innej opcji. Jejku, dlaczego one zawsze muszą mieć konflikty z najprzystojniejszymi facetami w naszej szkole? Przez to ja nie mogę się z nimi umawiać! A on jest naprawdę przystojny. Ale to już chyba wspomniałam. Po rysach twarzy zorientowałam się, że jest Azjatą.
- Krewny? - Spytałam Nelly, wciąż zerkając na nieznajomego. Nawet jakbym chciała, a nie chciałam, nie mogłabym oderwać od niego wzroku.
- Nie wszyscy skośni, to moja rodzina - warknęła, patrząc z pogardą na owego bruneta.
Spojrzałam na nią. Była cała czerwona i wyglądało jakby żyłka na czole miała jej pęknąć. Wtem umięśniony przystojniak zauważył, że mu się przyglądamy i uśmiechnął się szeroko w naszą stronę. Ale tak uroczo się uśmiechnął. Aż się rozpłynęłam. Jednak tego było dla brunetki za dużo. Uderzyła mocno pięściami o stół, wstała i odeszła od stolika, kierując się do wyjścia.
- Ktoś chyba za mocno pograł na nerwach Królowej Ciemności - chichocząc zażartował Lukas, ale pod gromem mojego spojrzenia i ciosem ze strony swojego kolegi, ucichł natychmiast.
RAITA [Wtorek - 06.10.2005]
Chwyciłam chłodną klamkę i nacisnęłam ją, ciągnąc drzwi do siebie. Przekroczyłam próg i jak jedna z najgrzeczniejszych uczennic w szkole usiadłam na krześle. Czekając na przybycie dyrektora zastanawiałam się co takiego zrobiłam. Od incydentu z Jonasem nie przypominam sobie, abym coś przeskrobała. Właściwie nie miałam nawet okazji do tego, przecież mieliśmy wolne od szkoły**.
Po chwili do gabinetu wszedł Pan Winchester, o dziwo zadowolony z czegoś. Na przywitanie uśmiechnął się do mnie, z grzeczności odwzajemniłam. Mimo, że nie zapowiadało się na kolejną nie miłą rozmowę, czułam wewnętrzny niepokój.
- Więc? - Zagadnęłam cicho, jakbym bała się odpowiedzi.
Dyrektor zasiadł na swoim fotelu, wziął teczkę z półki i przewrócił pierwszą stronę, spoglądając na mnie radosnym wzrokiem. Nie wiedziałam, o co chodzi. Czyżby to była moja teczka, a uśmiech mężczyzny za biurkiem był wynikiem radości znalezienia sposobu na pozbycia się mnie ze szkoły? Co jest grane?
- Przyjechała do nas nowa uczennica na wymianę z Hiszpanii, Selina Oihane Hale - zdziwiłam się, jak na hiszpankę miała bardzo amerykańskie imię i nazwisko - Jest w połowie amerykanką, więc nie będziesz miała problemu z dogadaniem się - powiedział, jakby czytał w moich myślach.
Dobra, przyjeżdża hiszpanka na wymianę, ale co ja mam z tym wspólnego?
- I co z tego? - Odezwałam się w końcu, kiedy miałam dość słuchania jej biografii.
Spojrzał na mnie z grymasem wypisanym na twarzy. Chyba nie spodobało mu się, że mu przerwałam. Albo, że mam całkowicie gdzieś to, o czym mówi. Chciał kontynuować czytanie, ale mu przerwałam. Cholera, co mnie obchodzi prywatne życie jakiejś dziewczyny, której nawet ani razu nie widziałam?
- Przepraszam, ale pomylił mnie pan chyba z osobą, którą to wszystko obchodzi. Niech pan przejdzie do sedna, bo już zapomniałam większość tego, co Pan przeczytał - dodałam szybko do swojego poprzedniego pytania.
Troszkę zbyt bezczelnie, ale nie mam zamiaru przesiedzieć tutaj całego dnia. Przez niego ucieka mi lekcja malarstwa, a ja bardzo lubię tą lekcję. Tylko tam mogę bez oporów wyżyć się na przedmiotach martwych i jeszcze zostać za to pochwalona.
- Tu masz jej zdjęcie, plan zajęć i szkoły, numer szafki też jest. Przyjdzie jutro, wiec oprowadź ją po szkole, zapoznaj z ludźmi, ogólnie wprowadź ją w realia naszej szkoły - rozkazał wymieniając i gdy tylko skończył wyszedł z trzema innymi teczkami pod ręką.
Mrugnęłam kilka razy. Co to właściwie było? Siedziałam na krześle przez chwilę, wpatrując się w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą siedział dyrektor.
Gdy oprzytomniałam wzruszyłam jedynie ramionami na jego dzisiejsze dziwne zachowanie, wzięłam papiery, które dla mnie zostawił i wyszłam z gabinetu. Rok szkolny dopiero się zaczął, a ja już muszę niańczyć nową uczennice. Powinni mi za to płacić. Właściwie, dlaczego ja mam się tym zajmować? A gdzie przewodniczący czy wiceprzewodniczący? Pfy, jak zwykle muszę odwalać za nich robotę. Zgięłam w pół plik kartek i wsadziłam do torby.
- Cholera jasna! - Warknęłam, po czym syknęłam z bólu, który niemiłosiernie rozpierał moją kość ogonową.
Nie wiem, co za pacan chodzi do tej szkoły, ale według zakazu nie wolno rzucać metalowymi tacami po holu w naszej szkole. I to wcale nie z winy Lukasa i Spinelly, którym zachciało się zjeżdżać na sankach z góry pokrytej śniegiem. Tyle, że bez góry, śniegu i sanek.
Zobaczyłam wyciągniętą rękę, bez namysłu chwyciłam dłoń, a ktoś delikatnie pociągnął mnie w górę. Po chwili już stałam na nogach. Przyjrzałam się osobnikowi. Skądś go znałam. Jakbym gdzieś już go widziała. Brunet, brązowe oczy, muskuły, jakich mało i uroczy uśmiech. Czy to nie przypadkiem "kretyn", o którym wspominała mi Susan wytykając go palcem na każdym kroku, kiedy tylko go widziała? Czy to nie ten osobnik, który tylko swoją obecnością doprowadził Spinelly do gorszego stanu, niż ktokolwiek inny zdołał do tej pory, kiedykolwiek?
- Wszystko w porządku? - Spytał po chwili, kiedy wpatrywałam się w niego jak głupia.
Kiwnęłam jedynie głową na znak, że nic mi nie jest. Nie wiem, dlaczego, ale przy nim odebrało mi mowę. Miał taki seksowny uśmiech.
Potrząsnęłam głową, w celu pozbycia się kosmatych myśli.
- Czułabym się o niebo lepiej, gdybyś nie rzucił mi tacki pod nogi - mruknęłam, kiedy odzyskałam swój rozum.
- To nie ja - oświadczył i dalej z uśmiechem szerokim na pół twarzy wpatrywał się we mnie.
A ten, co się tak szczerzy? Niech lepiej uważa, bo mu jeszcze mięśnie policzkowe zesztywnieją i zostanie taki uśmiechnięty do końca życia niczym Joker. Na samo wspomnienie Heathe Ledgera nogi ugięły się pode mną. Ten mężczyzna źle na mnie działał samym wspomnieniem o nim. Nie wiem czy to jego uroczy uśmiech, czy australijski akcent, jednak zdecydowanie miał to coś.
- A on, co tu robi? - Nagle obok nas, jakby spod ziemi wyrosła Nelly, która od razu na wejściu obrzuciła Azjatę niemiłym spojrzeniem.
- Rozmawiam z naszą koleżanką - odpowiedział i posłał jej jeden z najcieplejszych uśmiechów, jaki świat kiedykolwiek widział.
- Naszą? Moją, pacanie, moją! - Warknęła poirytowana. - I co ty się w ogóle odzywasz, kopalniany niedźwiedziu? Jej się pytałam - dodała lekko podnosząc głos.
- Ale ona marzy - powiedział rozbawiony i ponownie uśmiechnął się szeroko.
Stałam nieruchomo, przyglądając się im obu. Mogłabym nakręcić świetną komedię z nimi w roli głównej. Spinelly wyglądała jakby miała wybuchnąć tysiącem słów, jednak jej usta były wciąż zamknięte. Co jest? Czyżby szanowny Pan Przystojniak zagiął naszą Niezniszczalną?
- Dobra dzieci, chętnie obejrzałabym dalszą część waszego kabaretu, ale muszę znaleźć sprawcę mojego upadku - rzekłam i podnosząc metalowy przedmiot z podłogi udałam się w głąb korytarza zostawiając gołąbeczki razem.
To co tam zobaczyłam, doprowadziło mnie do istnej czerwoności.
- Jonaaas! - Krzyknęłam z całych sił.
Chłopak odwrócił się do mnie z uśmiechem na ustach i kpiącym wzrokiem. Znowu, znowu to samo spojrzenie. Kiedyś wydłubię te jego oczyska i zejdzie mu ten uśmieszek z twarzyczki.
- Słucham? - Spytał wprost, jakby nie wiedział, o co chodzi, mimo, że w rękach trzymał około pięciu tacek.
Podeszłam bliżej, żeby mieć pewność, że trafię.
- Och nic, tylko to! - Warknęłam i rzuciłam metalowym przedmiotem prosto w jego brzuch.
Zgiął się w pół i jęknął z bólu. Cholera z tego wszystkiego chyba przesadziłam. Gdy się denerwuję często przeginam. Chociaż... Pffy, należało mu się! Przez niego do teraz czuję ból w okolicach kości krzyżowej.
- Powaliło cię? - Krzyknął na mnie.
- Tak, jakieś pięć minut temu o ziemię, przez tą durną tacę! - Znowu warknęłam, spoglądając na jego prawą rękę przyłożoną do podbrzusza.
Była cała w szkarłatnej cieczy. W sekundę cała moja wściekłość uleciała, za to zrobiło mi się słabo. Aż tak mocno rzuciłam, że ma otwartą ranę?!
- T-to k-krew? - Wyjąkałam, wskazując drżącą ręką.
Nim chłopak zdążył w jakikolwiek sposób zareagować, natychmiast pociągnęłam go za lewą dłoń i ciągnąc go za sobą, pognałam do pielęgniarki.
- Ona powinna być wewnątrz. Wewnątrz. Powinna być wewnątrz - będąc wciąż w szoku powtarzałam te same słowa.
Słyszałam, że ktoś coś do mnie mówił, ale słyszałam tylko jakiś niewyraźny szept, dlatego nie zatrzymałam się ani na chwilę, tylko mocniej ścisnęłam jego nadgarstek. W końcu dotarłam do gabinetu pielęgniarki, niestety, gdy weszłam kobiety nie było wewnątrz.
Kazałam brunetowi usiąść na krześle i zdjąć górną część stroju, a sama ruszyłam do apteczki, po wszystkie potrzebne rzeczy.
Gdy się odwróciłam, spojrzałam na chłopaka zaskoczona. Zamiast Jonasa na krześle siedział jakiś blondyn, którego pierwszy raz na oczy widzę.
- Kim jesteś? - Spytałam lekko zdenerwowana.
- James Stevie Wolf - odpowiedział nieśmiało.
- Gdzie jest Jonas i co ty tu robisz? - Wyrzuciłam z siebie podnosząc lekko głos.
- Nie wiem. Złapałaś mnie za rękę i ciągnęłaś cały czas za sobą. Wołałem, krzyczałem abyś mnie puściła... - urwał i spojrzał na swoją dłoń.
Była cała sina. Spaliłam buraka ze wstydu. Wtem do mnie dotarło, że jeśli on siedzi tutaj, to właśnie w tym momencie gdzieś tam na korytarzu Jonas się wykrwawia. Jak poparzona wybiegłam z sali, wykrzykując przeprosiny w stronę blondyna i pognałam na miejsce zdarzenia, lecz jego tam nie było. Zamiast, jak każdy mądry człowiek by uczynił, po prostu spytać się jego znajomych gdzie poszedł, nie zważając na nic wparowałam do toalety męskiej.
Poczułam niesamowitą ulgę, kiedy zobaczyłam Joe, który przemywał swoją dłoń z krwi, na której znajdowała się rana. Chłopak spojrzał na mnie zaskoczony. No tak... Wchodząc tu o mało nie wyrwałam drzwi z zawiasów.
Spojrzał na mnie przenikliwym wzrokiem, aż przeszły mnie ciarki. Wtem uśmiechnął się ciepło. Zdębiałam. Nie wiedziałam, co robić. O mało go nie zabiłam, a ten się do mnie uśmiecha. Mało tego, szczerze!
Zamiast jakichkolwiek słów przeprosin po prostu odwróciłam się z zamiarem opuszczenia pomieszczenia, gdy nagle poczułam uścisk w nadgarstku i zostałam siłą obrócona tak, że stykaliśmy się nosami.
Spojrzałam w jego oczy. Były niesamowite. Rozpływałam się w ich czekoladowym odcieniu, a nogi uginały się pode mną. Pierwszy raz facet tak na mnie podziałał, dlatego dziwnie się z tym czułam. Chciałam odejść, ale kończyny odmówiły mi posłuszeństwa. Chciałam jakkolwiek zareagować, ale całe moje ciało było zahipnotyzowane jego urokiem. Jedyne, co w tej sytuacji mogłam zrobić, to wpatrywać się w jego śliczne oczęta i czekać na jego ruch. Nie podobało mi się to. Miał nade mną przewagę. A ja nie lubię jak jakaś kozia dupa ma nade mną przewagę!
Przybliżył swoje usta do mojego ucha. Wzdrygnęłam się lekko.
- Dziękuję, że się o mnie martwiłaś – szepnął, a ciepło jego oddechu na mojej szyi wywołało przyjemny dreszcz na całym ciele.
Wtem, gdy doszły do mnie jego słowa, ocknęłam się. Że niby ja się o niego martwiłam? O tego idiotę, co nawet kultury nie ma i krytykuje mój rozmiar miseczki, i wylewa czekoladę na innych pieszych? Ha, nigdy!
Jednak…
Wciąż sumienie nie dawało mi spokoju. Mimo, że tyłek nadal mnie boli, to ja jego doprowadziłam do gorszego stanu.
Złapałam mocno jego lewy nadgarstek i pociągnęłam za sobą.
- Nie jest mi cię żal ani tym bardziej nie martwię się o ciebie, ale skoro przeze mnie leci ci krew, to jestem za to odpowiedzialna – powiedziałam w jego stronę.
Kątem oka zauważyłam zdziwienie na jego twarzy.
Zaprowadziłam go do pomieszczenia, gdzie niedawno przytargałam Jamesa. Na szczęście pielęgniarka była już w gabinecie. Zostawiłam go tam i udałam się do sali numer sto pięćdziesiąt osiem. Z tego wszystkiego nawet nie zauważyłam, kiedy dzwonek zadzwonił, a na korytarzu zrobiło się pusto.
LUKAS [Wtorek - 06.10.2005]
Uśmiechałem się cały czas. Nie umiałem przestać. Bo dziś jest dzień, który uwielbiałem od zawsze! Dziś, jak co roku pierwszoklasiści nocują w szkole, aby lepiej się poznać między sobą i z nauczycielami. I dziś, jak co roku, my starsze klasy urządzamy im szkołę przetrwania. W tym roku wypada na nas. Nie ma to jak zabawić się kosztem przestraszonych szesnastolatków.
- A ty, co się szczerzysz jak głupi do sera? – usłyszałem warkot blondynki. Wiedziałem, że prędzej czy później odezwie się na ten temat. Nie odpowiadając wytknąłem jedynie język w jej stronę.
- Daj spokój, wiesz jak mu to sprawia przyjemność – odezwała się Susan w mojej obronie.
Ledwo otworzyliśmy usta, a ta już próbuje załagodzić sytuacje, jakby miał się rozpętać Armagedon. No, bez przesady. Armagedon to może i będzie, ale nie między nami.
Raita prychnęła jedynie i odwróciła wzrok na monitoring. Swoją drogą, nie wiedziałem, że z niej taki dobry szmugler. Bo co, jak co, ale żeby od tej skąpej woźnej otrzymać albo, chociaż ukraść klucze, to trzeba mieć talent. Blondyna niezaprzeczalnie takowy posiadała.
- Raz, dwa, trzy na me wezwanie, a za czwartym niech się stanie. A za piątym niech tu będzie, a za szóstym huknie wszędzie! – Jak zanuciłem wyliczankę, tak nagle coś wybuchło, a po całej szkole rozszedł się hałas.
Uśmiechnąłem się pod nosem. Zgodnie z planem. Chociaż przyznam, że nie spodziewałem się tak potężnego łomotu.
- Cholera jasna! – Z oddali dało się usłyszeć niezadowolenie dobrze znanej mi osoby.
Do pomieszczenia wparowała Spinelly z nieukrywaną wściekłością. Zaraz za nią wmaszerował Jerome. Lecz on jak zwykle miał nieprzejęty wyraz twarzy. Jak zawsze niczym się nie przejmował. Nie rozumiem, jak można być tak spokojnym, kiedy my tu tworzymy historię!
- Który z kretynów wrzucił tyle śmierdzącego proszku do bomby?! – Wydarła się, po czym zauważywszy mą skruszoną minę, podeszła do mnie i uderzyła w ramię.
Niby lekki cios od dziewczyny, ale ona chyba ma ręce ze stali! Jęknąłem z bólu, na co brunetka uśmiechnęła się dumnie.
- Czekaj, jaki śmierdzący proszek? – Odezwała się blondynka, odwracając wzrok od ekranów, Spojrzała na mnie przenikliwie, wbijając we mnie te swoje iskry z oczu.
- Nie patrz tak, to parzy! – Zasłoniłem oczy dłońmi.
Nienawidziłem tego jej wzroku. Tak jakby próbowała wejść mi do umysłu, zrobić z mózgu sieczkę oraz gotować głowę w oleju na małym ogniu. Tak, to mniej więcej takie uczucie.
Usłyszałem kroki, po czym ponownie dostałem w ramię. Na szczęście słabiej, jednak wciąż bolało!
- Przecież to miała być bomba dymna, a nie… - do rozmowy wtrąciła się Su. – Coś ty narobił? – Spytała, mierząc mnie wzrokiem.
- Właściwie, dlaczego wampiry piją krew? – Natychmiast zmieniłem temat. Może jakimś cudem dadzą mi spokój. - Gdyby to było piwo albo wódka, to miałoby większy sens – skończyłem i popatrzyłem na wszystkich po kolei. Oprócz Jerome’a wszyscy chcieli wiedzieć, co się stało.
- Pomyliłem proszki… - mruknąłem pod nosem, mając nadzieję, że nikt nie usłyszy i zostawią tą sprawę.
Lecz jak na moje nieszczęście przystało do wszystkich doszły moje słowa. Westchnęli głośno kręcąc głową z dezaprobatą, nawet Jerome! Dziewczyny dodatkowo nagrodziły mnie trzema uderzeniami w ramię. Będę miał siniaki jak nic. Wielkie zielono fioletowe sińce, które będą utrzymywać się na mojej skórze, przez co najmniej dwa tygodnie. W sumie… Zawsze mogę je wykorzystać do zbajerowania nowych lasek. Przecież każda dziewczyna leci na faceta, który wyszedł cało z walki. Chociaż nie wiem jak im wmówię, że osoby, z którymi się biłem to kompletne cioty i biły jak dziewczyny. E tam, coś się wymyśli. W końcu jestem Lukas Matthew Jagielski!
- Nieważne – po krótkiej chwili odezwała się Raita i ponownie wlepiła wzrok w monitoring. - Dym się rozniósł, Su wchodzisz – rozkazała, a brunetka natychmiast wyszła z pomieszczenia, ja zaraz za nią z magnetofonem w ręku i udaliśmy się przed drzwi do sali gimnastycznej.
Uchyliłem je lekko i przez szparę zobaczyłem, że dym powoli rozchodzi się po pomieszczeniu. Nagle wszystkie światła zgasły, zapewne Jerome w końcu doszedł do tego, który bezpiecznik jest od sali gimnastycznej. Zielone światło zapaliło się tuż nad drzwiami, dając dymowi zgniły odcień. Przycisnąłem przycisk startu, a z głośników było słychać okropny i przerażający dźwięk. Wtedy brunetka robiąc dziwne i nienaturalne kroki powoli wchodziła do środka. Najpierw ułożyła ręce na ramach drzwi, następnie lekko wychyliła głowę. Tylko po takim zagraniu wśród uczniów dało się słyszeć krzyki, zobaczyć przerażone miny, niektórym nawet coś ściekało po nogawkach, ale wolałem już w to nie wnikać. Wraz z narastającym hałasem, brunetka coraz bardziej wchodziła do środka. Wśród szesnastolatków wybuchła panika, kiedy to dodatkowo usłyszeli dziwne walenie w drzwi i ściany po drugiej stronie sali. To akurat była zasługa nauczycieli, z którymi musieliśmy coś zrobić, żeby nam nie przeszkodzili tak jak to było rok temu, kiedy to my tutaj siedzieliśmy przestraszeni. Głośność dźwięku się nasilała, brunetka idąc jakby miała połamane, co najmniej sto kości, była coraz bliżej przerażonych uczniów, a do ich nozdrzy dochodził zapach zgniłego ciała. Co, jak co, ale z tym proszkiem to mi się udało! I wtedy, kiedy wydawałoby się, że zaraz wszyscy zemdleją ze strachu, brunetka zniknęła w dymie i stanęła obok mnie, zamknęliśmy za sobą drzwi, a ja natychmiast przycisnąłem przycisk stopu. Jerome włączył klimatyzację, aby usunąć dym oraz w tym samym czasie wyłączył zielone światło, a włączył normalne. W tym momencie wraz z Susan wybuchnęliśmy głośnym śmiechem, w końcu tak długie wstrzymywanie się jest nienaturalne. Udaliśmy się powrotem do sekretariatu, gdzie zastał nas… no cóż, nieprzyjemny widok. Bowiem pomiędzy moimi kolegami stał Christopher Wincheaster, dyrektor tej placówki. Głośno przełknąłem ślinę. Po jego wygniecionym i brudnym ubiorze wnioskuję, że aby tu przyjść musiał przeciskać się przez bardzo ciasne i zakurzone szyby wentylacyjne.
- Wiedziałem, że to nastąpi, ale miałem nadzieję, że wy się tym nie zajmiecie – powiedział nader spokojnie. – Zamiast zająć się czymś pożytecznym, marnujecie swoje talenty na głupie zabawy – kontynuował nie spuszczając z nas wzroku. – Wy nie zdajecie sobie sprawy, że… - przerwał i ciężko opadł na krzesło. Nerwowo przeczesał swoje włosy. - Po co ja wam to mówię? – Nie jestem pewny, ale to było chyba retoryczne pytanie. – I tak mnie nie posłuchacie. – Westchnął głośno. – Oddajcie mi klucze, jutro wszyscy przed lekcjami macie zjawić się w moim gabinecie. Teraz nie mam ani siły, ani ochoty z wami rozmawiać. Wracajcie do domu. – Skończył, a wszyscy odetchnęliśmy z ulgą i wyszliśmy.
Mimo, że jutro będziemy mieli przerąbane u dyrektora, to moim zdaniem opłacało się. Te przerażone miny dzieciaków rekompensowały mi każdą karę, jaką przyszykuje dla nas pan Wincheaster.
* Przepraszam za moje kaleczenie języka japońskiego, ale niestety nie doczekałam się prawidłowego tłumaczenia.
** Rok szkolny zaczął się 1 września 2005, to jest we czwartek. Potem wypada święto Labor Day, które amerykanie obchodzą w pierwszy poniedziałek września, w tym przypadku 5.
Przepraszam. Naprawdę przepraszam, że z Susannah zrobiłam niewyżytą dziewczynę.
Czasem tak mam, że jak zacznę pisać, to po prostu nie kontroluję potoku słów w mojej głowie.
A skutki już przeczytałyście ;p
Dodałam kolejne opisy bohaterów, dlatego śmiało zapraszam do zapoznania się ;)
Jak podoba się nowy szablon? ;>
Mam nadzieję, że dobrze Wam się na nim czyta, bo przyznam,
Miłych walentynek życzę, tych z drugą połówką i tych w samotności spędzonych ;]
Xoxo, ja już zmykam, a Was proszę o oczywiście szczere komentarze ;*
Na razie rozkręca się historia. Najbardziej lubię opisy pomiędzy Raitą i Joe. W reszcie muszę sobie przypominać kto jest kot, bo jeszcze nie pamiętam, ale i tak czytam chętnie to opowiadanie. Czekam na NN i pozdrawiam M&M
OdpowiedzUsuńGenialnie! ^^ Cały rozdział był po prostu niesamowity xd
OdpowiedzUsuńZastanawiam się jak ty to robisz, że tak idealnie wpasowywujesz się w charaktery postaci?
Genialnie, ale to chyba już wspomniałam ;p
Nie zmieniaj proszę Su, jest cudowna! ^^
Ah, właśnie, co do szablonu!
UsuńJest przecudowny i podoba mi się, że obejmuje resztę bohaterów, rozumiem, że tych najgłówniejszych? ^^
Co do czcionki, to już troszkę gorzej. Kolor ładny, jednak źle się czyta przez rodzaj czcionki. Może ustaw większą czcionkę, to może to pomoże ;)
niech to, wiszę mel cole, uprzedzila mnie ;pp
OdpowiedzUsuńrozdzial swietny, su swietna, wymiany zdan miedzy joe a raita swietne, wszystko po prostu swietne!
ja tylko sie zastanawiam co jest z bratem spinelly? w szpitalu lezy czy cos?
co do lukasa... myslalam, ze jest bardziej troszke ciotowatym, przystojnym i uroczym czlowiekiem, a nie maszyna do zdobywania dziewczat xd
swoja droga nie wiedzialam, ze umiesz japonski ;pp nie wiem czy kaleczylas go, ale zdania brzmia genialne, tylko co one oznaczaja? ;>
czekam na nexta! obys szybciej dodala! ^^
~misiaczkowa
Hahaha, mówiłam, że będę pierwsza? ;>
UsuńJestem zajebista! Tak jak Jerome xd
No i powili wszystko się rozkręca, już nawet Selinę i Micheala wprowadziłaś. Jestem ciekawa ich zależności między sobą. Po przeczytaniu opisu Spinelly myślałam, że będzie bardziej poważna, a tu proszę ;)
OdpowiedzUsuńCzekam na 1 marca xd
Słonko, a szblon... Jest po prosstu boski!!!
Wpadłam całkiem przypadkowo i choć nie przepadam za Jonasami, całkowicie mnie oczarowałaś tym blogiem! Historia, bohaterowie, jak i sam szablon są wręcz cudowne. Proszę poinformuj mnie na gg:46395470 o nowym rozdziale, prooooszę! ^^
OdpowiedzUsuńPs. Mam jeszcze jedno małe pytanie do ciebie, dlatego mogłabyś napisać do mnie w miarę szybko? Byłabym wdzięczna! ^^
przepraszam, że dopiero dzisiaj piszę, ale w weekend miałam egzamin na studiach, a potem miałam urwanie głowy.
OdpowiedzUsuńz Susannah zrobiłaś trochę niewyżytą dziewczynę, ale i tak ją lubię :D chyba najbardziej !
podobała mi się ta akcja w szkole, haha ktoś się posikał ze strachu ?:d Ty to masz pomysły!
ciekawi mnie zachowanie Joego... coś mi się wydaje, że on wcale taki miły nie jest... ;p
czekam na kolejny!! pisz szybko co naprawdę jestem ciekawa co dalej !
Hej ;* Nominowałam Cię do nagród The Versatile Blogger i Libster Award. Więcej w zakładce Inne na moim blogu ^^
OdpowiedzUsuń